4500km w 30h- podróżnicy, cholera!

Tyle zrobiliśmy w czwartek/piątek (na jednej kawie- nie wiem co myślałam, że jest mniej prawdopodobne!)- wróciliśmy o 3:00 rano, a na 12:00 w sobotę byłam umówiona do weterynarza bo nam się H rozchorował… o spokoju można tylko pomarzyć! Ale nic to- sprawy w banku załatwione, pies zaszczepiony według wymogów krajów UE, musimy tylko wpaść na jeszcze jedną wizytę 48h przed wyjazdem, więc teraz nic tylko pakować dobytek i zaczynać nowe życie:) Tak naprawdę to jeszcze masa pracy przed nami: wyrzucanie nagromadzonych przez laty do niczego niepotrzebnych/ nienadających się już do użytku rzeczy które mamy poupychane w całym mieszkaniu, garażu, na strychu, złożenie wypowiedzeń w pracy, pozamykanie wszystkich kont, rachunków etc…. Zaczęłam nawet robić porządki w dokumentach i doszłam do wniosku, że spokojnie mogę się pozbyć takich rzeczy jak rachunki za telefony czy prąd czy samochód sprzed 12 lat (który sprzedaliśmy dawno temu, he,he)!!! Kawał czasu tutaj mieszkamy, nie ma się co oszukiwać, ale mam nadzieję, że Polska krew i rodzina pomoga nam szybko na nowo zaaklimatyzować się w Polsce:) Tak naprawdę to całą sobą jednocześnie i czekam i martwię się- wyobrażam sobie nasz nowy dom w górach, nową miejscowość, góry latem… Martwię się czy, gdzie i jak szukać pracy i nie znalazłam odpowiedzi na pytanie co robić, czy szukać u kogoś, czy zakładać firmę, bo nie wiem jak pogodzę pracę i dzieci…Zastanawiam się kiedy poznamy dzieci i czy dom będzie choć trochę wykończony jak wrócimy, żebyśmy nikomu nie musieli zwalić się na głowę z 30+ kilogramowym, długowłosym psem… Martwię się jak H zniesie podróż promem w klatce i tak długie siedzenie w bagażniku, ale cieszę się na zwiedzanie Francji, Niemiec i Czech, jakie planujemy po drodze- i tak jednocześnie bardzo się cieszę i zamartwiam, ech…

Powoli dociera do mnie, że muszę zacząć żegnać nasze ulubione miejsca, planujemy przyjęcie pożegnalne dla przyjaciół i współpracowników… i choćbym jak temu niedowierzała, to to wszystko dzieje się naprawdę… Na próbę wysłałam nawet pierwsze podanie o pracę…

 

3 myśli w temacie “4500km w 30h- podróżnicy, cholera!

  1. Ale macie tempo! 🙂 Właśnie zmienia się całe Wasze życie! 🙂 Trzymam kciuki za przeprowadzkę, remont, nową pracę i najbardziej za to, byście jak najszybciej odnaleźli swoje dzieci! 🙂

  2. Nieźli z Was zawodnicy 🙂 Ale jak trzeba, to trzeba.
    Kochani życzę wiele wytrwałości i sił w ogarnięciu wszystkiego.
    A domek w górach… Brzmi pięknie. I z tego powodu od czasu do czasu zaglądam do kolektury.
    Serdeczności

  3. Jak to się stało, że ja jeszcze Waszego H nie widziałam. Dawaj no mi tu zdjęcia. No a Wasza zmiana życia to wprawia mnie w takie zdumienie, że szok. Wiem, że to planowaliście budując dom, ale tempo macie jak rekordziści świata 🙂

Dodaj komentarz